fot. instagram.com/krzysztof.stanowski/ fot. instagram.com/dominikpiechota/
Pod koniec marca 2024 roku na platformie Twitter (X) udostępniono kilka postów, których autor (posługujący się nazwą @Rozgłośnia) przedstawił przykłady plagiatów, jakich dopuścił się Dominik Piechota, czyli jeden z autorów artykułów serwisu sportowego Weszło, stworzonego przez Krzysztofa Stanowskiego. Dziennikarz został przez 41-latka zwolniony po niecałych trzech miesiącach współpracy. Stanowski wyznał, że kierował się tym, że musi "stać na straży standardów w redakcji". W oświadczeniu, jakie udostępnił na swoim profilu na Twitterze (X), napisał m.in., że:
Bardzo żałuję, że Dominik narobił takich głupot. Współpracowaliśmy krótko, bo niecałe trzy miesiące, ale decyzja mogła być tylko jedna. Mam nadzieję, że kiedyś chłopak się odbuduje. Na razie musi wszystko przemyśleć i odpokutować.
Stanowski zarobił na Kanale Zero więcej niż przewidywał. Dostał propozycję sprzedaży >>
Dominik Piechota odniósł się do zarzutów o plagiat. Przeprosił
27 marca 2024 roku Dominik Piechota odniósł się do głośnej sprawy związanej z jego dopuszczeniem się plagiatu w niektórych swoich artykułach. Obszerne oświadczenie udostępnił na swoim profilu na Twitterze (X). Na wstępie postanowił... przeprosić.
Przede wszystkim przepraszam. Od tego chcę i muszę zacząć. Przepraszam wszystkich, których zawiodłem. To najważniejsze, co chcę napisać.
Dziennikarz przyznał, że zdarzyło mu się w przeszłości stworzyć materiał oparty w pewnej części o stworzone wcześniej artykuły i nie podać źródeł. Wynikało to m.in. z tego, że podczas pracy był zajęty "prywatnymi tematami" lub też pod presją tzw. deadline'u poszedł na "łatwiznę". Przyznał, że nie jest dumny z tych decyzji i zdaje sobie sprawę z powagi swoich błędów. Dominik Piechota już wcześniej chciał odnieść się do sytuacji i publicznie przeprosić czytelników, ale nie zrobił tego, ponieważ posłuchał rad z zewnątrz, z których wynikało, że milczenie jest lepszą opcją, jeśli ten nie chce, by wynikła z tego ogromna afera.
Nieszczęsny materiał o Yarku Gąsiorowskim... napisałem tekst i nie powołałem się na źródła. Nie chciałem tego zrobić. Tego dnia siedziały we mnie inne prywatne tematy, pod presją czasu poszedłem po linii najmniejszego oporu - przeczytałem o nim kilka tekstów, wypisałem najważniejsze punkty i siadłem do pisania, ale ostatecznie popełniłem karygodne błędy i, co najgorsze, nie zaznaczyłem źródeł.
Jest mi potwornie głupio. Jest mi po prostu wstyd. Wcześniej wykonałem dziennikarską pracę, bo nawiązałem kontakt z jego mamą, menedżerem, trenerem z akademii, ale z różnych powodów odkładałem ten temat. Potem, pod presją czasu oraz nerwów, poszedłem na łatwiznę i absolutnie nawaliłem.
Za tekst od razu przeprosiłem kolegów z Relevo. Ale, co było moim błędem, nie przeprosiłem czytelników. I dziś, po raz kolejny, to robię.
Widziałem też sugestie, że plagiatem jest tekst o baskijskich trenerach, ale to naprawdę nie ten przypadek. Pisałem go na bazie wiedzy i roztrzęsiony sprawdzałem każdy cytat oraz zaznaczenie źródła. A samego Mikela Etxarriego poznałem w przeszłości.
I teraz clue całej sytuacji, czyli brak odniesienia się do zarzutów. Widziałem, że sugerowaliście mi butę, arogancję czy bezczelność. Rozumiem, macie do tego pełne prawo, pewnie sam bym tak postąpił. Było jednak zupełnie odwrotnie. Chodziłem absolutnie dojechany, zestresowany, osłabiony, z bólem brzucha, próbowałem wrzucić się w wir pracy, ale mnóstwo razy od samego początku chciałem po prostu napisać: zj*bałem, zbyt mocno zainspirowałem się przy Yarku, przepraszam.
Ten przypadek może być pokazywany jako przykład, jak nie zachowywać się w sytuacjach kryzysowych. Niestety nie poszedłem za głosem serca, tylko posłuchałem rad, aby w tej sytuacji się nie odnosić, bo to tylko nakręci aferę zasięgami.
Dominik Piechota rozliczył się ze swoich błędów na konkretnych przykładach, niejednokrotnie podkreślając, że zawiódł. Wyznał też, że za to, że zdarzyło mu się z różnych powodów unikać podawania źródła w tekście, przeprosił już niektóre osoby z branży.
Co do wcześniejszych historii sprzed lat: przy tekście Guardiana niewątpliwie nawaliłem. Skończyłem wtedy 16 lat, ale nie chcę się tym tłumaczyć. Obrzydliwa sprawa. Poznański dodatek robiłem w PS często po godzinach, ale wcześniej nie zajmowałem się ekstraklasą. Aby wypełnić kilka stron, jeździłem robić autorskie materiały do Poznania, ale nieraz zbyt często bazowałem na wypowiedziach z mixed zony czy treściach z innych portali. Przepraszam, bo w niektórych miejscach zabrakło źródła.
Dziennikarz zaznaczył, że ci, którzy go znają, wiedzą, że jest "może naiwny, głupi i beztroski, ale nie oszust". Wyznał, że w ostatnim czasie stracił "pracę, wizerunek i szacunek wielu osób". Tak, jak wspomniał Stanowski w swoim wpisie, tak też Piechota podkreślił na koniec swojego oświadczenia - zapowiedział, że to dla niego czas na odsunięcie się i przemyślenie spraw.